Konieczność wykonania badania urodynamicznego jako warunku refundacji leków na zespół pęcherza nadreaktywnego nie tylko nie jest uzasadniona z medycznego punktu widzenia, ale również może stanowić zagrożenie dla pacjentów i być powodem zaniechania terapii. Polska jest jedynym krajem na świecie, który wprowadził takie obostrzenia.
Pęcherz nadreaktywny – problem społeczny (2)
W poprzednim numerze pisaliśmy o zespole pęcherza nadreaktywnego (ang. overactive bladder,w skrócie OAB). Przypomnijmy w kilku zdaniach: pęcherz nadreaktywny dotyka zarówno kobiet jak i mężczyzn. U panów towarzyszyć może zaburzeniom w oddawaniu moczu przy rozroście prostaty oraz zaburzeniom erekcji. Na OAB cierpi w Polsce około 3 milionów osób, więc jest to populacja zbliżona choćby do chorych na cukrzycę. Przyczyny nadreaktywności pęcherza nie są do końca poznane, ale wśród czynników ryzyka na pewno można wymienić siedzący tryb pracy, otyłość, złą dietę, alkohol, kofeinę czy palenie tytoniu.
OAB nie powoduje co prawda śmierci, ale jest poważną chorobą, która znacząco obniża jakość życia pacjentów, może je nawet całkowicie zrujnować prowadząc do zaburzeń w sferze kontaktów społecznych, utraty pracy, izolacji towarzyskiej i nastrojów depresyjnych, z próbami samobójczymi włącznie.
Leczenie jest możliwe
Pęcherz nadreaktywny jest chorobą wstydliwą. Tylko jedna trzecia pacjentów ma odwagę zwierzyć się z tego problemu lekarzowi, a dwie trzecie szuka pomocy dopiero po ponad dwu latach występowania objawów. Przyczyną takiego stanu jest uczucie zawstydzenia a nawet upokorzenia oraz wiązanie zaburzeń z nieuchronnym procesem starzenia i przekonanie, że leczenia nie ma, nie jest potrzebne lub jest nieskuteczne. Tymczasem zespół pęcherza nadreaktywnego można i trzeba leczyć. Na rynku dostępne są leki antycholinergiczne skutecznie blokujące skurcze wywołujące parcia a także nowoczesne leki rozkurczowe zmniejszające napięcie mięśnia wypieracza pęcherza moczowego, co prowadzi do zmniejszenia częstości parć naglących, a co za tym idzie liczby mikcji oraz wydłuża czas niezbędny do znalezienia toalety.
Absurdalne przepisy
Na całym świecie pacjenci cierpiący na OAB mają w większym lub mniejszym stopniu dostęp do leczenia farmakologicznego dzięki refundacji. Niestety w Polsce jest ona uzależniona od wykonania niepotrzebnego, niekomfortowego i zupełnie nieuzasadnionego z medycznego punktu widzenia badania urodynamicznego, polegającego na mechanicznym wypełnieniu pęcherza solą fizjologiczną za pomocą cewnika i rozłożonej w czasie obserwacji, jak szybko i w jaki sposób się on opróżnia.
– Badanie urodynamiczne nie daje wiarygodnego obrazu schorzenia, jakim jest pęcherz nadreaktywny. Czasami zarejestrujemy skurcz a czasami nie – mówi prof. Tomasz Rechberger, przewodniczący Sekcji Uroginekologicznej Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. – Badanie ma sens przed zabiegami operacyjnymi czy u pacjentów po urazie rdzenia kręgowego, ale do rozpoznania pęcherza nadreaktywnego jest zupełnie niepotrzebne.
Opinie i protesty środowisk
Przedstawiciele środowisk pacjenckich od dawna protestują przeciwko takiemu zapisowi w przepisach warunkujących refundację. Pod pismem w tej sprawie do Ministra Zdrowia podpisali się niemal wszyscy eksperci w dziedzinie ginekologii i urologii, między innymi: profesorowie Włodzimierz Baranowski, Piotr Radziszewski, Andrzej Borkowski, Tomasz Rechberger. Interweniowało również międzynarodowe środowisko naukowe, w osobie dr. med. Philipa E.V. Van Kerrebroecka, profesora urologii z Uniwersyteckiego Ośrodka Medycznego w Maastricht oraz polscy parlamentarzyści, którzy składali w tej sprawie interpelacje poselskie. Wszystko na nic. Przepis o badaniu urodynamicznym nadal obowiązuje, choć nie wiadomo jak znalazł się
w zapisach ustawy. Nie rekomendowała tego Agencja Oceny Technologii Medycznych, nie przyznaje się do niego ani środowisko pacjenckie ani medyczne ani przedstawiciele przemysłu farmaceutycznego…
– Zgodnie z zapisem o warunkach refundacji, refundacja może nastąpić, kiedy pacjent ma „pęcherz nadreaktywny potwierdzony badaniem urodynamicznym”. A takiego rozpoznania medycyna nie zna! – dziwi się prof. Piotr Radziszewski. – Pęcherz nadreaktywny rozpoznaje się na podstawie objawów i na podstawie dzienniczka mikcji,
w którym pacjent zapisuje czas i ilość wizyt w toalecie, ile płynów przyjmuje, i czy ma parcia czy też ich nie ma. Tymczasem po to, żeby w Polsce zapewnić choremu leczenie, trzeba mu – wedle obecnych niedorzecznych wskazań – zrobić inwazyjne badanie, które polega na włożeniu cewnika do pęcherza i do kiszki stolcowej, co niesie ze sobą ryzyko infekcji, potężny dyskomfort dla pacjenta, a nade wszystko jest niepotrzebne!
Traumatyczne przeżycia
Wielki dyskomfort i stres związany z badaniem urodynamicznym potwierdzają pacjenci, którzy zdecydowali się je zrobić. Przyznają jednak otwarcie, że część z nich zrezygnowała z badania i płaci za leki sto procent ceny
z własnej kieszeni, byle tylko uniknąć opisanych poniżej przeżyć:
„Badanie urodynamiczne nie należało do najprzyjemniejszych. W gabinecie kazano mi się rozebrać od pasa
w dół i usiąść na pseudo krześle ginekologicznym. Samego cewnikowania nie odczułam, ponieważ dostałam znieczulenie, ale znajome opowiadały mi, że bez znieczulenia ten zabieg strasznie boli. Podłączono mnie do jakiejś aparatury i zaczęło się. Badanie trwało prawie 2 godziny. Najpierw siedziałam tak na krześle roznegliżowana, zawstydzona. Mocz spływał do wiaderka. Nikt mnie nie przykrył nie oddzielił parawanem. Personel wchodził i wychodził z gabinetu. Bałam się, że ktoś zaraz wejdzie i zobaczy mnie w tak uwłaczającym momencie. Najgorzej było gdy kazano mi chodzić po sali, skakać, a mocz ciekł mi po nogach. Czułam się obdarta ze swojej intymności paradując z gołym do połowy ciałem, po gabinecie obcych ludzi, gdzie w każdej chwili ktoś może wejść”.
Chodzi o pieniądze
Wszystkie środowiska są zgodne – uzależnienie refundacji leczenia pęcherza nadreaktywnego od wykonania badania urodynamicznego jest zabiegiem ekonomicznym – ma ograniczyć wydatki na refundację. Przyznało to samo Ministerstwo Zdrowia.
– Podczas ostatniego spotkania z cyklu „Dialog dla Zdrowia”, które miało miejsce 17 czerwca, wiceminister Cezary Rzemek stwierdził, że refundacja leków na OAB jest bardzo kosztowna, dlatego żeby ograniczyć ryzyko pojawienia się nadmiernych kosztów, finansowanie tych produktów ze środków publicznych powinno być obwarowane dodatkowymi warunkami, takimi jak np. badanie urodynamiczne. – mówi Anna Sarbak, prezes Stowarzyszenia UroConti. – Nie zgadzamy się na wprowadzanie sztucznych barier w dostępie do leków zwłaszcza, że przynoszą one jedynie pozorne oszczędności. W 2013 roku wykonano wg. NFZ ok. 20 tys. badań urodynamicznych, a każde z nich kosztowało płatnika średnio 423 zł. Z prostych wyliczeń wynika, że przeprowadzenie badań urodynamicznych kosztowało NFZ blisko 8,5 mln zł. Tymczasem, wg danych NFZ, w 2013 r. na refundację leków na pęcherz nadreaktywny NFZ przeznaczył jedynie 6,5 mln zł. Co więcej, jest to kwota nieporównywalnie niższa od kosztów ponoszonych chociażby z tytułu absencji chorobowych spowodowanych przez NTM w 2013 r., które zgodnie z szacunkami zaprezentowanymi w raporcie „Pacjent z NTM w systemie opieki zdrowotnej 2014” mogły wynieść nawet 1,7 mld zł.
Pieniądze oczywiście są ważne. Ale może gdyby zamiast kierować pacjentów na niepotrzebne badanie, przeznaczyć dostępne środki na refundację leków, życie pacjentów z zespołem pęcherza nadreaktywnego mogłoby „wrócić do normalności”.