„….zainteresowany jestem Życiem, ruchem pokonuję wiele usterek zdrowotnych w moim organizmie…”
Członek Stowarzyszenia Gladiator. Nie jest sportowcem. Pracował w lotnictwie. Badał samoloty. Opowiada swoją historię. Ścieżkę swojego życia z chorobą, która nigdy go nie opuści. Mimo to cieszy się życiem, uprawia sport – bieganie. Nie daje się chorobie. Niedosłuch i szumy nie wykluczają choroby prostaty więc dba również o nią, poczytajmy.
Było to zawsze związane z hałasem. Szumy uszne odczuwam od „niepamiętnych czasów”. Pamiętam, że już w 1989 roku po pogrzebie brata rozmawiałem z bratową (lekarka) i wspomniałem o szumach –
odpowiedziała: „Geniu to jest nieuleczalne”.
Nie miałem czasu na wsłuchiwanie się w „głupie” szumy. Z czasem doszedł niedosłuch i zawroty głowy. Ale już wtedy zacząłem odruchowo stosować terapię, którą uzmysłowiono mi w Kajetanach. Tzn. nie wsłuchiwałem się w nie (szumy). Żyłem bardzo intensywnie. Bardzo dużo pracowałem. Rano leciałem samolotem do Mielca, a wieczorem (późnym) wracałem. I tak przez wiele lat.
Bardzo dziwna jest ta moja choroba. Bo niby na zewnątrz nic nie widać, a jednak ten nieustający łomot w głowie powoduje duże spustoszenie w zdrowiu. Nie ma też sposobu żeby ją zmierzyć jak np. glukozę, ciśnienie czy temperaturę ciała. Nie ma też – jak wszyscy wiemy – „proszku” na nią. Medycyna proponuje nam wsparcie psychiczne. Ostatnio dużo się mówi o „wyćwiczeniu mózgu”, czyli naszych zmysłów – metoda “neurofeedback”. A ja proponuję wsparcie fizyczne – „wyćwiczenie ciałem”. Ten intensywny styl życia 9 lat temu przeniosłem na emeryturę, tzn. zacząłem biegać. Była to cudowna decyzja w moim życiu, bo dopiero w bieganiu znalazłem prawdziwe ukojenie.
W bieganiu chodzi o to, by się cieszyć każdym krokiem. A ta radość bierze się z tego między innymi, że organizm „wpuszczony w obroty” 160 uderzeń na minutę oddala od siebie wszystkie usterki zdrowotne. Bo moje szumy uszne owszem są (nie wierzę w jakieś ich wyleczenie) ale oddalają się. Mój organizm zostaje zmuszony przeze mnie do zajęcia się czymś innym.
Pozwolę sobie wymienić elementy organizmu, które według mojego odczucia pobudzam, daję im inne ciekawsze zajęcie, a nie słuchanie „głupich” szumów:
1. Układ krążenia krwi – czasem doprowadzam tętno nawet do 160 uderzeń na minutę. Przez szybkie krążenie „przeczyszczam” sobie żyły, mam mniejszy cholesterol.
2. Układ oddechowy – oczyszczam płuca, głębszy oddech. Mówiliśmy na terapii o głębokim oddechu, ja to robię. Dotleniam mózg.
3. Układ trawienny – jelito grube, cienkie, żołądek. Jak powiedział mój kolega „Genio, kiszki ci się masują”.
4. Układ moczowy – przepycham piasek z nerek, straszę prostatę żeby nie rosła. Mój urolog bardzo to zaleca.
5. Mięśnie nóg (głównie) – po prostu wzmacniam.
6. Kości – ubijam tkankę. Ortopeda powiedział, że nie będę miał osteoporozy.
7. Mam cukrzycę typu 2 (stresy zawodowe) – jest to też metoda „walki” z nią.
Ale wydaje mi się, że najbardziej działam na psychikę. W czasie biegu wydzielają się endorfiny – hormony szczęścia. Działają – jak mówią znawcy tematu – dwie godziny po biegu.
Na mecie człowiek chce przytulić cały świat, wszystkich ludzi. Biegacz jest po prostu człowiekiem szczęśliwym. Biegacz kocha ludzi. Biegacz do wszystkich uśmiecha się. Nie bez znaczenia jest to, że bieganie odbywa się na łonie natury – w lesie, na polu, na łące. A więc nie w zamkniętym pomieszczeniu, gdzie często aż gęsto od różnych zarazków. Poza tym biegając na łonie natury mamy możliwość podziwiania jej piękna, a odczuwanie cudu natury wspaniale wycisza nasze emocje. I przecież o to chodzi. Już w starożytności wiedziano, że ruch i świeże powietrze to podstawa zdrowia.
No i sami widzicie, że w tym wszystkim nie ma miejsca na wsłuchiwanie się w „ głupie” szumy uszne.
Sądzę, że mój sposób „walki” z chorobą szumów usznych jest bardzo skuteczny. Jak już powiedziałem, szumy mam od niepamiętnych czasów, a jeszcze nie zwariowałem (to żart). A tak na marginesie, ruchem pokonuję wiele „usterek” zdrowotnych w moim organizmie.
Christopher McDougall w „Urodzeni biegacze” pisze, że nie dlatego przestajemy biegać bo się starzejemy, lecz starzejemy się bo przestajemy biegać. Nic nie wspomniałem o niezwykle wspaniałych przeżyciach związanych z udziałem w biegach masowych. Tej cudownej jedności (czasem tysięcy ludzi) nie można porównać z niczym.
Ale to jest już wyższa szkoła jazdy.
Artykuł ma zachęcić do biegania rekreacyjnego. POLECAM!!!
Eugeniusz Moszkowicz (Iryda)