Rozmowa z Mariuszem Włodarczykiem wolontariuszem Stowarzyszenia „Gladiator”
Mariusz Włodarczyk, lat 43, wykształcenie wyższe, urodził się i mieszka na warszawskich Bielanach.
Jest Pan „Gladiatorem od samego początku. Dlaczego?
Zaczęło się tak, że zwrócił się do mnie Jan Kwiecień, współzałożyciel Stowarzyszenia z prośbą o napisanie statutu „Gladiatora”. I tak się zaczęła moja społeczna działalność w tej organizacji, która trwa do dzisiaj. Wtedy także w tę działalność zaangażował się mój ojciec – obecny prezes Stowarzyszenia.
Zajmuję się sprawami związanymi z pocztą elektroniczną, z masy różnych wiadomości wychwytuję te dla „Gladiatora” najważniejsze, piszę i redaguję różne pisma wychodzące na zewnątrz, a także opracowuję różne projekty graficzne, np. ulotki, plakaty, gdyż jestem z wykształcenia poligrafem.
Poświęca Pan swój czas ludziom chorym i zagrożonym przez choroby nowotworowe. Czy to daje satysfakcję?
Tak, z pewnością daje to dużą satysfakcję, bo wydaje mi się, że w ten sposób pomagam osobom, które tego potrzebują. Nie tylko piszę różne pisma w tych sprawach, ale rozsyłam je szeroko pocztą emailową. To pomaga uświadamiać ludziom jak ważna jest profilaktyka, wykonywanie badań kontrolnych, sam także się badam, to weszło mi już w krew.
Wolontariat to praca społeczna i często uciążliwa. Czy w naszych praktycznych czasach ma jeszcze sens.
Ma sens i to duży. Jest to coś innego niż praca zawodowa, czemu można się z całą pewnością poświęcić. Po pierwsze, robię coś dla innych, a po drugie, jest to ważne i dla mnie, że mogę komuś pomóc. Właśnie to sprawia satysfakcję.
Wolontariat to zadanie, które spełnia ważne społeczne potrzeby. Czy każdy może być wolontariuszem?
Owszem, każdy. Dochodzi do tego kwestia chęci, a także trochę wolnego czasu. W każdej formie wolontariatu można znaleźć coś dla siebie, coś zgodnego z własnymi przekonaniami i zainteresowaniami.
Czy poprzez ideę wolontariatu można spełniać się w życiu?
Tak, można. Mnie to sprawia sporą frajdę, poprawia czasem samopoczucie, wpływa w pewien sposób na moje życie osobiste. Pomóc sąsiadowi, czy komuś na przystanku, czy w inny sposób – to buduje.
Kropla drąży skałę. Czy ma Pan poczucie, że Pańska działalność jest taką kroplą dla zdrowia wielu ludzi?
Myślę, że tak, bo dzięki temu co robię, wiele osób może się dowiedzieć, na czym polegają problemy zdrowotne, na co zwrócić szczególną uwagę i co może być sygnałem ostrzegawczym, który mówi, że czas udać się do lekarza.
Już wkrótce wybory samorządowe. Czy mogą być szansą dla takich społeczników jak Pan?
Myślę, że jak najbardziej. Lubię pomagać ludziom, czuję się w ten sposób spełniony, a jako radny mógłbym w tych sprawach z pewnością zrobić więcej. Moją pasją jest zarządzanie jakością. Mam także uprawnienia w zakresie ochrony środowiska. Na obszarze dzielnicy Bielany chciałbym także zająć się rewitalizacją terenów zielonych i zachowaniem stanu posiadania Bielan w tej kwestii
Istotnym problemem jest wysypisko śmieci w Radiowie, kompostownia, która tam powstała nie spełnia swoich wymogów i zagraża mieszkańcom okolic. Chciałbym włączyć się w działania na rzecz rozwiązania tej kwestii. Innym problem jest Park Olszyna. Znaleźli się byli właściciele, którzy domagają się zwrotu tej nieruchomości. Można się tylko domyślać, co stanie się z tym zakątkiem Bielan, gdy wkroczą w ten teren deweloperzy. Trzeba więc, aby w tę sprawę włączyła się Rada Warszawy. Takich problemów jest więcej.
Dziękujemy za rozmowę.